Atom czy źródła odnawialne


Ekologia w naszym życiu

Atom czy źródła odnawialne

Ekolodzy protestują przeciwko inwestowaniu Polski w budowę elektrowni atomowej w Ignalinie na Litwie. Studium wykonalności dla elektrowni nie przedstawia rozwiązania problemu składowania odpadów - podkreśla organizacja Greenpeace i zwraca uwagę na wyłączenie społeczeństwa z procesu podejmowania decyzji w tak ważnej sprawie. Eksperci Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) odpierają zarzuty i pokazują zagrożenia związane z porzuceniem planów rozwoju energetyki jądrowej.

ATOM CZY ŹRÓDŁA ODNAWIALNE?

Jak podaje Ewa Jakubowska z Greenpeace Polska, spółka skarbu państwa Polskie Sieci Energetyczne planuje wydać do 4 mld złotych na udział w tym projekcie. Tymczasem, zdaniem ekologów, już jedna czwarta tej sumy wystarczyłaby do zrealizowania strategii rozwoju odnawialnych źródeł energii, zatem plany tej inwestycji to przykład niegospodarności i krótkowzroczności polskich władz.

Zgodnie z tą strategią, do 2010 roku Polska powinna wytwarzać 7,5 proc. energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. Aby ten cel osiągnąć, producenci musieliby zainwestować w instalacje do produkcji energii elektrycznej - elektrownie wiatrowe, małe elektrownie wodne, biogazownie, systemy fotowoltaiczne i systemy wykorzystujące biomasę) - ok. 6 mld zł, a dofinansowanie ze środków publicznych powinno wynieść ok. 1 mld złotych.

Ekolodzy obliczyli, że dzięki tym inwestycjom, Polska do 2010 roku otrzymywałaby rocznie 14 TWh energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. Wykazują, że Ignalina zapewni Polsce jedynie około 3 TWh energii elektrycznej rocznie, bez ciepła i znaczącego wzrostu liczby miejsc pracy.

W obliczeniach dla elektrowni Ignalina przyjęto moc 1600 MW (studium wykonalności podaje przedział 800-1600 MW) i koszt 4 mld EUR (studium podaje 2,5-4 mld EUR). Zdaniem ekologów, w przypadku wejścia Polski do projektu Ignalina mówi się o zwiększeniu mocy nawet do 3200 MW, co będzie oznaczać jeszcze wyższe koszty.

TENDENCYJNE PYTANIA?

Koordynatorka kampanii Greenpeace Polska Magdalena Owsik zwraca uwagę na brak debaty publicznej w sprawie energii atomowej. Wspomina też o niebezpieczeństwie ataku terrorystycznego. Za najważniejszą uważa jednak kwestię składowania odpadów.

„Argumenty, że kwestia ta zostanie rozwiązana już po ukończeniu budowy to czysty wybieg” – uważa Owsik. Podkreśla, że obecnie funkcjonująca elektrownia Ignalina działa od połowy lat 80., a do dziś nie stworzono docelowego składowiska dla odpadów radioaktywnych, które tam powstały w procesie produkcji energii.

Przedstawicielka organizacji przyznaje, że w badaniach opinii publicznej przeprowadzonych przez Pentora na zlecenie Państwowej Agencji Atomistyki, wynika, iż ponad 60 proc. Polaków popiera budowę elektrowni atomowej w Polsce. Uważa jednak, że badania zostały przeprowadzone w sposób tendencyjny.

„Ta tendencyjność polegała na sposobie sformułowania pytania: +Czy zaakceptował(a)by Pan(i) budowę w Polsce nowoczesnej i bezpiecznej elektrowni jądrowej, aby zmniejszyć nasze uzależnienie od dostaw ropy i gazu oraz ograniczyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery, zapobiegając w ten sposób zmianom klimatycznym na świecie?” – tłumaczy Owsik.

Przedstawiciele Greenpeace powołują się na wyniki badań przeprowadzonych przez CBOS w czerwcu 2006 r. Na pytanie: „Budowa elektrowni jądrowych ma swoich zwolenników i przeciwników. Gdyby poproszono Pana(ią) o zajęcie jednoznacznego stanowiska w sprawie budowy takich elektrowni w naszym kraju, to czy był(a)by Pan(i) za czy też przeciw?” 58 proc. ankietowanych odpowiedziało, że jest przeciw budowie elektrowni atomowej, a 25 proc. było za. Podobne wyniki (66 proc. respondentów przeciw, 26 proc. za) uzyskano w badaniu Eurobarometr - TNS OBOP w 2005 roku).

REFERENDUM W POLSCE CZY NA LITWIE?

"Budowa elektrowni w Polsce będzie wymagała przyzwolenia społecznego. W tej chwili jednak budowa planowana jest w Ignalinie i nie wyobrażam sobie referendum w tej sprawie w Polsce” – mówi dr Stanisław Latek z Państwowej Agencji Atomistyki. Jak tłumaczy, Polska jest tylko współinwestorem i współwłaścicielem tego obiektu, na którego budowę musi się zgodzić (bądź nie) społeczeństwo Litwy.

Latek przyznaje, że pytania w pewnym sensie są sformułowane tendencyjnie. Jak tłumaczy, PAA chciała w ten sposób nadać im kontekst. „Chcemy, żeby respondent wiedział o niekwestionowanych sprawach - że energia jądrowa rzeczywiście zapewnia niezawisłość w zasilaniu i ogranicza emisję dwutlenku węgla” – zaznacza ekspert.

SZANSA CZY ZAGROŻENIE?

Zdaniem dr. Latka, bezpieczeństwo jądrowe Polski nie tylko nie jest w tym przypadku zagrożone, ale przeciwnie - sytuacja się poprawi. Na tym terenie pracuje obecnie elektrownia, która uchodzi za mniej bezpieczną. Zostanie ona zamknięta i zamieniona na nowoczesny obiekt.

„Wydaje się, że uniezależnienie się jest korzystne w sytuacji, kiedy chwieje się nasze bezpieczeństwo energetyczne” – zaznacza Latek. Podkreśla, że dodatkową zaletą takiego rozwiązania jest możliwość umieszczenia kontrowersyjnego dla dużej części społeczeństwa obiektu poza granicami Polski.

Dr Latek odnosi się również do kwestii ekonomicznych. Wyjaśnia, że w Ignalinie planowana jest budowa dwóch bloków energetycznych o łącznej mocy 3200 GW, a łączny koszt tej inwestycji szacuje się na 5 mld euro. Jednocześnie przypomina, że Unia Europejska wspiera rozwój energii odnawialnej. Podkreśla jednak, że w dokumencie Polityka Energetyczna dla Europy energetyka jądrowa wymieniana jest jako trzecie najistotniejsze źródło energii i ważny element energy-mix, obok energii wiatrowej i słonecznej.

„Strategia Unii, na którą powołuje się Greenpeace, już teraz nie jest wypełniana. Zapóźnienia związane są z elektrowniami wiatrowymi, głównie dlatego, że wciąż jeszcze są one droższe niż energia jądrowa lub pochodzące z węgla” – mówi dr Latek. Wspomina też istotną kwestię finansowania inwestycji ze źródeł publicznych. Jak wyjaśnia, budżet państwa nie będzie dokładał do elektrowni w Ignalinie, ponieważ finansowanie budowy należy do spółek energetycznych.

CO Z ODPADAMI?

Zapytany o składowanie odpadów radioaktywnych, dr Latek przyznaje, że jest to niebagatelna kwestia. Mogłaby ona zostać sprecyzowana w momencie planowania inwestycji.

„Światowa praktyka jest taka, że wypalone paliwo jest składowane na terenie elektrowni, gdzie przez 20-30 lat częściowo wytraca swoje właściwości. W dalszym etapie można je umieszczać głęboko (1,5 – 2 tys metrów) pod ziemią” – opowiada ekspert. Dodaje, że niewiele krajów podjęło ostateczne decyzje w tym zakresie.

„Mamy czas na decyzję. Technologie wciąż są ulepszane i może się okazać, że da się przerobić jeszcze wypalone paliwo, częściowo odzyskać cenne surowce i zmniejszyć objętość tego paliwa, żeby te resztki łatwiej przechowywać” – mówi dr Latek.

Zaznacza, że na koszty przechowywania radioaktywnego paliwa pobiera się opłaty wliczone w cenę prądu. „Nie jest więc tak, że zostawiamy nierozwiązany problem przyszłym pokoleniom” – zapewnia

Dr Latek ocenia, że nie wszyscy ekolodzy są przeciwni energetyce atomowej. Na dowód swoich słów przytacza opinię Jamesa Lovelocka, słynnego twórcy hipotezy Gaja, według której Ziemia stanowi żywy superorganizm.

„+Zieloni+ muszą zrezygnować z protestu przeciw energii jądrowej, nawet gdyby mieli racje w kwestii zagrożeń z nią związanych – a nie mają racji – zagrożenia te są niczym w porównaniu z prawdziwą katastrofą, jaką byłyby fale nieznośnego gorąca, podniesienie się poziomu oceanów, groźba zalania wszystkich nadbrzeżnych miast świata” – głosi Lovelock.

„Nie twierdzę, że energia jądrowa jest długookresowym lekiem dla naszej niedomagającej planety, czy też rozwiązaniem wszystkich naszych problemów. Uważam jednak, że to jedyne skuteczne lekarstwo, jakim dziś dysponujemy” - puentuje brytyjski ekolog.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska

Dzięki uprzejmości: PAP Nauka w Polsce

Następny artykuł

Poprzedni artykuł